Stąpał ostrożnie powoli
zbliżając się do celu.
Grunt był grząski,dzięki
czemu nie słychać było jego kroków. Im bliżej podchodził,tym
szybciej krew zaczynała krążyć w jego żyłach,a serce pompowało
ją niemalże ze wściekłością.
Uwielbiał to uczucie;powolny
wzrost adrenaliny i podniecenie na myśl o tym,co się za chwilę
wydarzy potęgowane wszechobecną dozą ryzyka. Jak mógłby z tego
zrezygnować?
Zacisnął dłoń mocniej na
wytartej rączce maczety. Księżyc wyjrzał na chwilę zza chmur i
przejrzał się w jej idealnie wypolerowanym ostrzu mającym za kilka
minut zbroczyć się krwią.
Zatrzymał się;jego cel znalazł
się w idealnym zasięgu.
Kobieta stała pod drzewem na
szczycie wzgórza i nuciła pod nosem piosenkę przypominającą
swoim brzmieniem kołysankę. Mimo chłodu miała na sobie jedynie
luźną,cienką sukienkę z długim rękawem,jednak mroźne powietrze
nie wywierało na niej najmniejszego wrażenia.
Nagle schyliła się po coś i
łowca wychylił się zza krzaka wietrząc swoją szansę. Zaczął
się skradać nawet ostrożniej niż początkowo i...
– Przyszedłeś posłuchać z
bliska?
Po jej głosie można było
poznać,że się uśmiecha. Kiedy się odwróciła ukazując blade
oblicze okalane brązowymi włosami stało się jasne,że istotnie
tak było.
Poznał ją od razu. Kilka dni
wcześniej widział ją w sierocińcu. Kayla nie pomyliła się więc
kierując podejrzenia na nią.
– Przyszedłem cię zabić. –
przemówił nieco ochrypłym,niskim głosem. Podniósł głowę
demonstrując błyszczące,intensywnie zielone oczy.
– Doprawdy? – Kobieta
zachichotała zakrywając dłonią usta. Drugą wskazała na maczetę.
– Tym nożykiem? Będziesz się musiał bardzo postarać. Chyba
że...jakoś się dogadamy.
Uśmiechnęła się
uwodzicielsko i wolno opuściła ramiączka sukienki. Spojrzenie
łowcy instynktownie powędrowało za jej gestem.
Zanim jednak zdążyła obnażyć
blade piersi,migiem stała się niewidzialna i czmychnęła w stronę
opuszczonej stodoły stojącej na skraju wzgórza.
Łowca zamrugał i przez chwilę
oniemiał. Jaki wampir potrafiłby stać się niewidzialny?
Szybko jednak podążył za nią.
Ostrożnie uchylił drzwi i wszedł do środka. W środku było
ciemno,a w powietrzu unosił się zapach stęchlizny.
Z całej siły wytężył swoje
nadprzyrodzone zmysły. Wreszcie ją zobaczył i wykonał szybkie
cięcie. Wampirzyca jednak uskoczyła. Siłował się z nią przez
jakiś czas,aż wreszcie chwycił ją za włosy i pociągnął do
siebie przystawiając jej maczetę do gardła. Wrzasnęła i na
powrót stała się widzialna.
– Czym...jesteś? – wycedził
z wolna.
– Idź do diabła.
– Czym...jesteś? –
powtórzył mocniej przyciskając maczetę do jej gardła. – Jaki
rodzaj wampira potrafi stać się niewidzialny?
– B-bruxa. Jestem bruxą.
Zmarszczył brwi. Nigdy nie
słyszał o takim wampirze i przypuszczał,że jego ojciec i wuj
także nie.
Bruxa wykorzystała jego moment
refleksji i kopnęła go w łydkę,a następnie z całej siły
wgryzła się w jego przedramię. Łowca krzyknął z bólu i puścił
ją trzymając się za krwawiące miejsce. Kątem oka obserwował
przeciwniczkę,która napawała się jego tryumfem.
– Twoja krew...ma dziwny
smak...nigdy takiej nie piłam...och!
Zaczęła się krztusić
zginając się w pół. Krew wypływająca z jej ust mieszała się z
tą,której właśnie skosztowała.
Mężczyzna roześmiał się i
wolno ruszył w jej kierunku. Ugryzienie zaczęło się już
zasklepiać. Stanął nad oszołomioną wampirzycą i oznajmił:
– Właśnie miałaś okazji
zakosztować krwi nefalema. Pierwszy i ostatni raz w swoim nędznym
życiu.
Podniósł leżącą nieopodal
maczetę i zamachnął się nią z całej siły. Gorąca posoka
skropiła jego twarz,kiedy oddzielał jej głowę od reszty ciała.
Westchnął rozkoszując się tym uczuciem. To było o wiele lepsze
orzeźwienie niż lodowata woda.
Spakował głowę bruxy do torby
i wrócił do miejsca,gdzie zaparkował samochód. Kayla chodziła z
miejsca w miejsce i wyraźnie się denerwowała. Gdy go
zobaczyła,natychmiast pobiegła w jego stronę. Widząc głowę
wampirzycy,wybałuszyła oczy.
– John... – wycedziła.
– Proszę bardzo. – oznajmił
lekkim tonem rzucając głowę na ziemię. – Laura,czy raczej bruxa
nie pożywi się już na żadnym niewinnym dziecku.
– Och,dzięki Bogu. –
westchnęła przymykając oczy.
– Coś w tym stylu. –
mruknął John.
– Nie wiem...nie wiem jak ci
dziękować.
– To moja praca. Nie masz za
co dziękować.
– Nie,naprawdę. Gdyby nie
ty... – Głos zaczął jej drżeć kiedy zbliżała się do niego.
Wykonywała nerwowe ruchy dłońmi i obawiała się na niego
spojrzeć.
John uniósł brwi. Wiedział co
się święci.
– Hej,spokojnie. – Dotknął
jej ramienia. – Najważniejsze,że ona już nikogo więcej nie
skrzywdzi.
Wreszcie Kayla uniosła głowę
i wbiła w niego spojrzenie pięknych,czekoladowych oczu,podobnej
barwy co skóra i włosy. Uśmiechnęła się delikatnie i odgarnęła
kosmyk za ucho. To był sygnał dla Johna. Wolno przyciągnął ją
ku sobie i zatopił się w jej ustach. Kayla chętnie oddała
pocałunek. Wyczuwał między nimi chemię odkąd pojawił się w
sierocińcu badając sprawę tajemniczych ataków na dzieci.
Oparł ją o maskę starego
Chevroleta Impali z 67 roku i zaczął całować coraz namiętniej.
Atmosfera stawała się coraz gorętsza i już miał zamiar odhaczyć
w myślach kolejne udane polowanie z nagrodą,kiedy nagle usłyszał
chrząknięcie.
Kayla poderwała się jak
nastolatka przyłapana na gorącym uczynku przez ojca. I cóż,po
części tak było,pomijając fakt,że nie była już nastolatką i
to nie jej ojciec ją przyłapał.
– Johnie Robercie Winchester.
Co ty tu do cholery robisz?
*
John miał ochotę palnąć
sobie w łeb solnym nabojem. Nigdy jeszcze nie przytrafiła mu się
tak żenująca sytuacja. Odsunął się od Kayli i otarł usta
wierzchem dłoni.
– To...ja...
- Widzę synu. Poszczęściło
ci się. – Dean Winchester uniósł brwi i uśmiechnął się do
zażenowanej dziewczyny,która natychmiast gdzieś się zmyła. –
Pytam raczej,jakim prawem zabrałeś moją dziecinkę bez pytania o
pozwolenie?!
– Wybacz,tato. Znalazłem
sprawę no i sam mówiłeś,że ona powinna jeździć na polowania...
– Nie odwracaj kota ogonem!
Dobrze wiesz,że nie możesz polować!
– Dlaczego? Dlaczego wciąż
mi to powtarzasz? Mam moce,o których większości ludzi się nie
śniło. Dlaczego miałbym ich nie wykorzystać stając się łowcą?
Dlaczego nie miałbym pomagać ludziom?
Winchester spojrzał na swojego
syna ze smutkiem. Za każdym razem,gdy John junior usilnie starał
się przekonać go co do swoich racji,jego serce krwawiło na myśl o
tym,ile poświęcenia włożył starając się go trzymać z dala od
tego życia,a ze względu na jego pochodzenie było to jeszcze
trudniejsze.
– Porozmawiamy o tym gdzie
indziej – uciął Dean – Odwieź swoją...przyjaciółkę do
domu. Spotkamy się przy motelu.
John rozchylił usta chcąc
zapytać skąd ojciec wiedział,gdzie dokładnie się zatrzymał,ale
po chwili zdał sobie sprawę,że to bezcelowe. Dean Winchester był
przecież jednym z najlepszych łowców na świecie. Zamiast tego
pokiwał głową i zmarszczył brwi w poszukiwaniu Kayli.
– Kayla! – zawołał
stłumionym głosem,gdy jego ojciec udał się do nowszego modelu
Chevroleta,który tak naprawę należał do niego,Johna.
Jej sylwetka wynurzyła się zza
suchego krzewu. Miała zaciśnięte usta i zaplecione na piersi
dłonie.
– Wybacz – powiedział ze
szczerą skruchą. – Nigdy bym nie przypuszczał,że mój ojciec
się tu zjawi.
Dziewczyna wybałuszyła oczy.
– To był twój ojciec?
Wygląda jakoś tak...młodo.
– Taaa,no cóż – mruknął
John. – Winchesterowie mają dobre geny.
Tą wymówką częstował
każdego,kto zwrócił uwagę na dzielącą ich nadzwyczajnie cienką
granicę wieku. Gdyby zgodnie z prawdą powiedział,że jego matka
jest czystą Światłością,a co za tym idzie,nieśmiertelną i w
związku z tym opóźniła procesy starzenia swoich przyjaciół do
minimum,aby jak najpóźniej przeżyć ich śmierć,zapewne uznaliby
go za wariata.
Zaparkował pod jej domem i
zgasił silnik. Kayla wysiadła i bez słowa skierowała się w
stronę drzwi. Nagle jednak zatrzymała się,obróciła na pięcie i
podeszła do otwartego okna od strony kierowcy całując Winchestera
w policzek.
– Jeszcze raz dziękuję,John.
Mam nadzieję,że jeszcze kiedyś się spotkamy.
Odprowadził ją wzrokiem i
westchnął cicho.
Mimo wieku zaledwie dwudziestu
dwóch lat,wiele kobiet stanęło mu na drodze,lecz nie były to
znajomości,które chciałby podtrzymywać. Z Kaylą było inaczej i
wyczuł to od razu. Była pewna siebie i wiedziała,czego chce,a
jednocześnie miała dobre serce i praca w sierocińcu była dla niej
przyjemnością. Gdy wyznał jej,po co tak naprawdę się tutaj
zjawił,nie przestraszyła się,a wyraziła chęć pomocy.
Przypominała mu w tym ciotkę Sarę,która jeśli wierzyć
opowieściom,którymi go karmili,zachowała się podobnie podczas
pierwszego spotkania z Winchesterami. Z taką kobietą mógłby się
związać,czegoś takiego chcieliby dla niego rodzice,jednak póki co
wolał polować,nawet wbrew ich zakazom.
Pod motelem czekał już na
niego Dean.
– Liczyłem,że zejdzie ci
dłużej – skwitował posyłając synowi porozumiewawczy uśmiech.
– Tato... – jęknął John
przewracając oczami.
– Okej,okej,zrozumiałem. –
Dean uniósł pojednawczo dłonie.
– A więc przyjechałeś po
raz kolejny prawić mi morały?
– Skoro dałeś mi powód to i
owszem. Chodzi jednak o co innego. Nie zapomniałeś aby przypadkiem
o czymś?
Młody Winchester szybko zebrał
myśli aż wreszcie rozszerzył oczy.
– Mari! – wydusił. – To
już jutro!
– Spokojnie. Przyjedzie
dopiero rano. Mamy czas żeby trochę odpocząć. Co ty na to?
Napijesz się drinka ze swoim staruszkiem,hm?
John uśmiechnął się i
poklepał ojca po plecach.
– Jasne,tato. Zawsze.
-------------------------------------------------------------------
Witam na moim kolejnym blogu :D Zgodnie z obietnicą jest to kontynuacja poprzedniego. Jak widać blog jest dopiero w budowie,więc z góry przepraszam za marny szablon,który ratuje jedynie nagłówek Erenae xD Wszystko jednak przyjdzie z czasem.
Zakładka "Bohaterowie" pojawi się po kolejnej części prologu. Nie chcę bowiem spojlerować kolejnymi bohaterami,chociaż po opisie i tak zapewne wiecie kogo się spodziewać ;) Mam całkiem ciekawy pomysł na tą historię i liczę,że Wam się spodoba. Ja jestem bardzo podekscytowana perspektywą pisania tego opowiadania,ponieważ stanowi dla mnie kolejne wyzwanie :D
Co do tego rozdziału to muszę nadmienić,że był inspirowany trailerem Wiedźmina pt. "A night to remember". Na początek to chyba tyle ode mnie.
Pozdrawiam!
Jon harakterem przypomina Sama nie uwarzam żeby wiązanie się z tą dzewczyną było dobrym pomysłem nie ufam jej a co jeśli przysłał ją lucyfer i najwarzniejsze będzie Klaus pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJohn przypomina Sama? Hm,no cóż,może odrobinkę,bo coś go z Samem łączy i nie mówię tu tylko o pokrewieństwie ;) Ale to z czasem się wyjaśni.
UsuńCo do Kayli to raczej postać epizodyczna,więc nie masz się co martwić. I tak,potwierdzam,będzie Klaus :D
Kocham, kocham i jeszcze raz kocham ;) Cieszę się, że kontynuujesz dalej tą opowiastkę i w jaki sposób ona będzie powiązana z the originals? Nie mogę się doczekać. Podobało mi się wejście Dean'a gdy jego syn John całował się z Kylą xd genialne to było i aż się uśmiałam do łez. Życzę dużo weny i czekam na część dalszą :D pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńAhahahaha,dziękuję <3 Starałam się,żeby było zabawnie :D Jutro planuję wreszcie dodać następny rozdział to dowiesz się,w jaki sposób ;)
Usuń